Ten blog jest o WYSPIE. WYSPIE, na której sobie mieszkamy. WYSPIE fascynującej, pięknej i niesamowitej. WYSPIE, na której znajwiska wymykają się jakiejkolwiek wiedzy, nauce i zdrowemu rozsądkowi...

12 marca 2013

Reguła siedmiu dni (wspaniałych)

Tytułem wstępu - zainstalowałem sobie polską klawiaturę. W końcu; jak mawiał jeden znany profesor jest różnica czy robisz komuś łaskę czy laske. Tak czy siak jestem od niej bardzo odzywczajony, bo brytyjskie klawiatury ni jak nie pasują do tzw "klawiatury polskiej programisty". Na szczęście mój mac jest amerykańskiego pochodzenia, więc ma klawiaturę która pasuje do opcji "Polish pro". I od razu poczułem się pro(fesjonalnie).
Co niestety nie oznacza, że zacząłem trafiać we właściwe literki albo pisać bardziej poprawnie.

Od paru dni zastanawiałem się o czym by tu napisać. Ten blog miał być w założeniu zbiorem zastrzeżeń do Wielkiej Brytanii, które świadomie decydujemy się ignorować i nadal tu mieszkać, ale..... o których nie możemy milczeć.

No i naprawdę już myślałem, że się znaturalizowałem. Jak każdy Anglik piję herbatę z mlekiem. Jeżdżę autem po lewej stronie (co gorsza uważam ją za tą bardziej właściwą). Robię zakupy w Polskim sklepie (którego właścicielem jest Pakistańczyk). Wolę ale od lagera (to taki kod dla wtajemniczonych). Uwielbiam brytyjską kuchnię na wynos (pod warunkiem, że jest Indyjska albo Tajska) - (prawie) jestem Anglikiem!

No i nie mam o czym pisać, albo raczej jak prawdziwy Brytyjczyk potrafię przemilczeć drobne przeciwności losu.

Na szczęście jednak nadal mieszka we mnie niepokorna dusza chłopca, który obudził się pewnego ranka i nie było teleranka. A możliwe nawet, że odziedziczyłem duszę staropolskiego warchoła czy może nawet pieniacza.

Sprawa jest taka. Próbuję przejąć numer telefonu który do tej pory był moim służbowym numerem.
Kiedyś robiłem taki numer w Polsce. Jedno pisemko + złodziejska umowa i sprawa załatwiona.
Wyspa jest jednak inna.
Telefon jest w firmie (V...) której pełnej nazwy  nie wymienię bo nie zasłużyli na reklamę.
Zgodnie z instrukcją szefowa biura wysłała prośbę o zmianę właściciela numeru 27 lutego (majlem).
W odpowiedzi dostała (majlem) automatyczną informację, że zespół odpowiedzialny zajmie się sprawą i postara się ją załatwić w czasie 7 dni.
7 dni minęło 6-tego Marca. 7 dni roboczych minęło w zeszły piątek.
Wczoraj (poniedziałek) dzwonię. Ponieważ mój numer nadal jest własnością firmy okazuje się, że nikt ze mną rozmawiał mnie będzie bo nie jestem uprawniony. Ma to troszkę sensu, choć miłe nie jest.
No to pytam "co mam zrobić?" żeby ułatwić ciężkie życie szefowej biura.
W odpowiedzi dowiaduję się że:
1. Obsługa klienta nie może nic zrobić dopóki zespół odpowiedzialny za zmianę właściciela numeru... nie zmieni tego właściciela.
2. Zespół odpowiedzialny za zmianę właściciela numeru nie posiada numeru telefonu na który można by zadzwonić i jedyna droga komunikacji z nimi to majl.
3. W odpowiedzi na kolejny majl dostaje się automatyczną informację, że zespół postara się załatwić sprawę w terminie 7 dni.

Kółko graniaste.

A najbardziej rozśmiesza rozbrajająca szczerość pana z obsługi klienta mówiącego "Ale ja naprawdę nie mogę panu pomóc". Przynajmniej nie ściemnia.

To tylko tu tak jest czy już zapomniałem jak to się robi nad Wisłą?

Kisiel

----
Dopisane 25 Marca
----

Udało się. Straciłem już wiarę a tu proszę :)
Ale. Wymagało to wsparcia dwóch inasjderów* i prawie miesiąca czasu.

Pierwszy miał interes utrzymania dobrych układów z szefową biura, która była już całą sytuacją zdrowo zmęczona. Albo po prostu jest fajnym kolesiem.
Dzięki jego interwencjom udało się - uwaga - wywalić mój numer z puli firmowej.
Okazało się, że mam teraz dwa numery ale tego właściwego ciągle nie mogę używać.

Drugi. Uwaga!!!!!
Nie miał w pomocy mi żadnego interesu. Losowy pracownik centrum obsługi klienta. Chyba po prostu zrobiło mu się żal. Może pracuje już w V... na tyle długo, że wiedział jak bardzo mam przerąbane. Nie mniej jednak podzwonił gdzie trzeba, oddzwonił parę razy do mnie. Potem jeszcze tylko walka z materią i proszę. Jest.

DZIĘKUJĘ Andrew Davis. Prawdopodobnie nie czytasz po polsku, ale niech cały polskojęzyczny świat wie, że nie każdy wyspiarz ma wszystko w d....


* człowiek z wewnątrz

3 komentarze:

fifka pisze...

Jak nie masz o czym pisać, to ja służę podpowiedziami. Choćby z ostatniego tygodnia...

Anonimowy pisze...

zdecydowanie zapomniales jak to jest nad Wisla.... ja moge o poczcie polskiej takie kwiatki ze wyjdzie z tego co najmniej wiazanka slubna!

Koniejo pisze...

Nie, no Kisiel, w ogóle nie jesteś jeszcze Wyspiarzem. Powiedzieli Ci 7 dni, a Ty zamiast grzecznie poczekać 3 miesiące i zadzwonić z pytaniem o pogodę, wakacje i zakupy - a przy okazji niechcący napomknąć o Twojej sprawie - się szarpiesz już od razu. Zupełnie jak ja...
Ale stwierdzenie, że do firmy obsługującej numery telefoniczne nie da się zadzwonić to już jest pełna, mięsista i rasowa Wyspa orająca mózg Monty Pythonem...