Ten blog jest o WYSPIE. WYSPIE, na której sobie mieszkamy. WYSPIE fascynującej, pięknej i niesamowitej. WYSPIE, na której znajwiska wymykają się jakiejkolwiek wiedzy, nauce i zdrowemu rozsądkowi...

22 marca 2013

Kupa

Firma, w której pracuję, jest bardzo ambitna i niesamowicie postępowa - zwłaszcza wziąwszy pod uwagę całokształt zdarzeń i zjawisk fizycznych na Wyspie. Naprawdę świetnie się pracuje. Jednym z elementów odjechanej nowoczesności jest tzw. "Centrum Klienta". Pomysł niezły - jest to zestaw złożony z kilku mniejszych lub większych salek gdzie zaprasza się klientów i robi im szoł taki, że ściągają majty przez głowę i nimi wywijają wyjąc (przynajmniej taka jest wizja). Albo prowadzi się szkolenia, które mogłyby spokojnie służyć za materiał badawczy do pracy pt. "Obserwacja osobników, którzy cały swój wysiłek wkładają w to żeby nie zasnąć i zwalić się z krzesła w kłąb kabli pod stołem". Żarty żartami, ale wygląda to profesjonalnie i z rozmachem. I taki wizerunek firmy malujemy (fakt, ławkowcem, ale malujemy) oszołomionym klientom.

Ostatnio mój szef zaprosił klientów na pokaz naszych najnowszych gadżetów, które mają wgnieść w krzesło, przyrypać młotem i sponiewierać jak dobra ukraińska wódka pędzona z paliwa lotniczego. Jeżeli sobie obejrzycie jak Steve Jobs pokazywał wszystkim pierwszego iPhone'a to macie pojęcie jak to wygląda w makro-skali (naprawdę polecam miłośnikom telefonów - to było raptem 6 lat temu). Na drugim końcu skali mamy coś takiego co w sumie też wtłacza w fotel, ale inaczej. Prezentacje naszej firmy - z całym szacunkiem - są  gdzieś pośrodku. Ale założenie jest takie, że ma być wszytko "ful serwis, profeszynal i entertejnink". OK.

Klienci przyjechali - nawet dosyć tłumnie jak na niewielką firmę. Odnaleźli naszą siedzibę wtłoczoną gdzieś w połowie drogi między stepami akermańskimi Ngwane-Suazi a lodowymi pustyniami wschodniego Szpicbergenu - naprawdę "siedzimy" tam gdzie głupieje nawet zachodnioniemiecka nawigacja satelitarna i miejscowy autochton. Nie wiem kto wpadł na pomysł umiejscowienia firmy w kompletnych zaoranych burokach "Anglii Ź", ale miał dobre poczucie humoru. Klienci, oczywiście odziani w drogie garnitury i wyszukane garsonki - zdecydowanie "mast hew" wyspiarskiego biznesu - wytoczyli się ze swoich BMW, Mercedesów i Audi (w Anglii ostatnie samochody produkowało się w latach 70-tychi i wyglądały tak). Wytoczyli się i ... zostali powaleni na ziemię nagłym, niespodziewanym atakiem lokalnego żywiołu. Sponiewierała ich siła, której nie da się oprzeć, nie da się z nią walczyć, nie da się jej usunąć z umysłu, rzeczywistości. Ona JEST.

A mianowicie lokalny farmer (tak, jesteśmy w takim miejscu, że za sąsiadów - zamiast podobnych firm - mamy zlikwidowaną linię kolejową, jakieś naddnieprzańskie oczerety i okoliczne pola) stwierdził, że wiosna nam nastała (znaczy - deszcz jest cieplejszy) i trzeba wziąć się "za pole". Więc wywalił na środku pola KUPĘ i nawiózł nią rzeczone pole. Gdyby to działo się w ojczyźnie, i kupa i traktor byłyby skromne - na tyle na ile stać skromnego farmera - i wszystko rozeszłoby się po kościach.

Nie na WYSPIE...

Na polu nagle zmaterializowała się oszałamiająca góra gówna chyba o wysokości z 15 metrów, pojemności nieokreślonej i sile rażenia 10 w skali Richtera. Rano przyjechała ekipa, której sprzęt spokojnie wystarczyłby do wybudowania Tamy Trzech Przełomów i rozwiozła kał po polu. Dokładnie. Z namaszczeniem. W ruch poszły nuklearne traktory, rozrzucarki gówna napędzane wodorem i zupełnie mi nieznane urządzenie wyglądające jak rodem z "Terminatora XIV".

Efekt?

W całej okolicy tak zapierdzielało obornikiem, że pracować się nie dało po zamknięciu wszystkich drzwi, okien i aplikacji w Windows. Smród obezwładniał, odbierał chęć do życia, wywoływał apatię, zobojętnienie na los bliźniego i wstręt do klienta. Waliło tak, że nawet Wyspiarze zwrócili na to uwagę.

I w tak dokładnie i precyzyjnie przygotowane tło (po angielsku można byłoby tu zastosować słowo "ambient" które idealnie pasuje do ww kupy) ... wjechali klienci. Żeby zobaczyć nowoczesną firmę. Żeby doświadczyć technologicznej rewolucjji, o której nikomu się nie śniło. Żeby pełną piersią zaczerpnąć i ... zwiędnąć myśląc "ja pierdzielę, ale tu wali".

Oczywiście, Wyspiarze, zamiast podać rolnika do sądu albo zastrzelić i uprzątnąć pole napalmem, rzucali drobne i dobrze wyważone żarty na temat "klimatu wsi", a klienci dali się obezwładnić nowoczesnej fali technologii i - dziękując wylewnie po wydarzeniu - rozjechali się do domu.

Czy tylko ja, wsiadając do auta po pracy, zdałem sobie sprawę, że w okolicy śmierdzi kupą tak, że nie da się pracować, żyć i myśleć?

Ale to tylko WYSPA :-).

12 komentarzy:

wiescizwyspy pisze...

Ja sie czesto zastanawiam czego tutejszy farmer dodaje do takiej kupy (nawozu)? Bo jak pamietasz polska wieś smierdzi gównem co nie miara ale daleko jej do tutejszej. Jak wiesz ja mieszkam w krainie wsi Cheshire. Pola ciągną sie od końca - do końca, jak mawiali starzy górale. Wiosny są u nas najgorsze nawet nie można liczyć na korzystny wiatr, który mógłby wybawić mnie od męki. Jestem otoczony smrodem... I tak przez około dwa miesiące. Wyobraź sobie dwa miesiące życia w smrodzie. Wystarczajaco długo żeby ubrania nawet przesiąknęły. I całkowicie sie z tobą zgadzam ten smród zatrzymuje akcje serca. W ubiegłym tygodniu sie zaczeło rozsypywanie po okolicznych polach teraz musze czekać dwa miesiące aż przewieje cobym znowu na rower mogł pojechac. Nie dziwie sie że tu ludzie chodzą do fitness clubów. Na zewnątrz nie da sie żyć :)

kisiel pisze...

Gdzies tak "czulem", ze jak zaczniemy gadac to sie predzej czy pozniej na kupie skonczy :)

kisiel pisze...

I chcialem sie nie zgdzic z teoria motoryzacji lat 70. TVR pracowal do 2012 roku i tylko od 2004 byl rosyjski (choc ciagle w Blackpool)
TVR robil np. takie cacka http://en.wikipedia.org/wiki/File:TVR_Sagaris_in_Monte_Carlo.jpg

wiescizwyspy pisze...

W kwesti TVR ja nawet nosiłem sie z zamiarem kupienia zanim się fabryka całkiem posypała. Niedaleko biura jeden z sąsiadów ma Chimere. Jesu jak toto piknie warczy. Jak przejeżdża pod oknami to szklanki na biurku śpiewają. I wiem, wiem co Koniejo zaraz napisze, że toto się ciągle psuło i nawet klamki nie dalo się zlokalizować. I to właśnie było w TVR najlepsze... Bo były "bonkers"

kisiel pisze...

any jak sie ciezko wstawia tu linki.
Kto w ogole jeszcze zna skladnie html?
TVR link

probuje odpalic skrypt co pozwoli zalaczyc obrazek w komentarzu ale nie dziala chyba :(
[im]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/07/TVR_Sagaris_in_Monte_Carlo.jpg[/im]

kisiel pisze...

ooo dziala :)

Anonimowy pisze...

Fekalne zauroczenie - pozdrawiam Comar

Koniejo pisze...

Cóż, TVRy były tak przerażająco wspaniałe i świetne, że firma zbankrutowała. Niestety dosyć częste zjawisko w motoryzacji UKja. A szkoda.
Tutaj ciekawa dyskusja co się tak naprawdę stało: http://www.autocar.co.uk/blogs/anything-goes/what-really-happened-tvr

Anonimowy pisze...

Ech... Poscik soczysty i tego... no... aromatyczny!!! Marmolada

Unknown pisze...

KUUUUPA, KUUUUUUPA, KUUUUUPA musi być; Jak nie ma Kupy to palec do du... :p

Mateusz Domański pisze...

Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

Wojciech Roszkowski pisze...

Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.