Ten blog jest o WYSPIE. WYSPIE, na której sobie mieszkamy. WYSPIE fascynującej, pięknej i niesamowitej. WYSPIE, na której znajwiska wymykają się jakiejkolwiek wiedzy, nauce i zdrowemu rozsądkowi...

22 marca 2013

Buty

No problem mam.

Rzecz w tym, że o ile szmaty mogę nosić takie se bylejakie, buty wygodne muszą być i już! Niekoniecznie wyględne, ale też by wypadało. Kiecek nie naszam, potrzebuję butów do spodni, ale czasem na obcasie, czasem na długie chodzenie po mieście, niekiedy przewiewne, innym razem waterproof. Problem mam zawsze. Rozwiązuję go o tyle, że przy okazji pobytu w Polsce lecę do zaprzyjaźnionego sklepu w Strzelinie, gdzie zawsze znajduję coś 1. wygodnego, 2. estetycznego (jak na moje wymagania), 3. dobrej jakości, 4. w cenie rozsądnej. No, ale ostatnio moje butki ulubione zaczęły niedomagać i uznałam, że nie dotrwają do kolejnego wyjazdu do Kraju, a na obecną porę roku zaopatrzona jestem nieszczególnie. No to jednak spróbuję coś kupić. Ruszyłam na poszukiwanie trzewików po kostki. Nie znalazłam.

No dobrze, znalazłam, ale takie w dżety, cekiny, kolce, ciernie i ćwieki. Na przykład takie:
A chciałabym takie:

W międzyczasie stwierdziłam, że póki co, przeżyję z tym, co mam. Na zmianę śmigam na niebieskich obcasach kupionych w tutejszym sklepie z taniochą, czyli w primarku (przysięgam - wygodne i się nie zepsuły mimo intensywnego używania), w bordowych trzewikach z Polski, które noszę już drugi sezon i które odmawiają posłuszeństwa oraz w butach górskich, które są wygodne i nie mam żadnych zastrzeżeń, poza tym, że mi nie pasują do czerwonej kurtki.

No dobrze, ale poza tym, że jest parszywie zimno i leje jak zebra, nadciągnęła wiosna. Uznałam, że trzewiki mi niepotrzebne i znajdę sobie coś lżejszego. Znowu założenie: wygodne, estetyczne, poza tym NIE czarne. I najlepiej nie brązowe. I udałam się na łowy.

Od razu natrafiłam na oczojebną ofertę trampek i tenisówek każdego rodzaju, rozmiaru i koloru. Mogę mieć takie po kostki, na platformie, w cekiny złote, srebrne i czarne oraz w kolorach tęczy. Nawet na obcasie mogę mieć. Jeśli nie chcę trampek, mogę sobie kupić baleriny w równie szerokiej ofercie, może poza platformą, ale za to z kokardkami, klamerkami, kwiatkami i dżizaskrajzler wie, z czym jeszcze. Bez różnicy, czy się wchodzi do sklepu ze średnimi cenami w okolicach piętnastu funtów, czy stu piętnastu. W tym drugim przypadku mniej wali gumą. Lepszy gatunek.

Generalnie oferta wygląda tak:

Są oczywiście sklepy, które sprzedają buty dla ludzi, ale na razie mnie nie stać na tak ekskluzywne ceny, muszę zacząć na siebie zarabiać (to już niedługo :D ).

No dobra, ale poszłam do miasta i wlazłam do clarksa, tutejszego klasyka wśród sieciówek.  Średnie ceny mają około pięćdziesięciu funtów. Duśka zaklinała się kiedyś, że buty są wygodne. Postanowiłam zaryzykować.

Od razu po wejściu dopadła mnie jakaś panienka i zaczęła być namolna. A, co tam, uznałam. Klient wasz pan. To znaczy pani. Ja. Panienka zapytała, czego szukam, udało mi się wyartykułować. Zostałam zawleczona do czarnego trumniaka:
Nie, nie, nie! Powiedziałam. Nie chcę czarnych, chcę zielone albo czerwone. No jakże, są:
Powiedziałam pannie, że dla mnie zieleń to taki kolor, jak ma trawa lub butelka. Hmm, powiedziała, że sorry, ale że nie, niestety... Ale była dobrze wyszkolona, bo nie chciała mnie wypuścić z łap. Ciągnęła mnie to tu, to tam i koniecznie chciała mi coś sprzedać. Poddałam się, bo w sumie naprawdę potrzebuję butów. W końcu uzgodniłyśmy, że brązowe też mogą być. Byle nie czarne. I nie baleriny. Tadam! Znalazła:
Klasyka. Brązowe, estetyczne, do spodni jak znalazł. Wygodne. Ponoć, bo niestety, nie było mojego rozmiaru. Był tylko 38 D. D to szerokość stopy, jest jeszcze E. Ale panna bardzo się starała, do szaleństwa. Przyniosła mi do przymiarki takie czarne, białe i brązowe jasne w rozmiarze 39. Powiedziała, że zamówi specjalnie dla mnie i że mnie to do niczego nie zobowiązuje. No to fajnie. Powiedziałam, że ok, że proszę zamówić 39 E, żeby mi było wygodnie. Podałam imię, nazwisko i adres, numer telefonu i adres e-mail. Tylko numeru buta nie podałam, poza tym wszystko.

No i bardzo szkoda, bo dzisiaj, jak poszłam je przymierzyć i kupić, to okazało się, że panna zamówiła rozmiar 38 D. Ot, angielska profesjonalistka :///

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Aga, ja Cie prosze, UK to jest raj buciany, ja ten kraj uwielbiam z powodu butow, roznych, najrozniejszych, zajebistych, wygodnych, mniej wygodnych (za to jeszcze bardziej zajebistych). w kazdym jednym kolorze i ksztalcie i zwykle w cenach znosnych. Moja szafa butowa peka w szwach. Nie narzekaj. (No dobra, z Polski tez przywoze, ale to tylko dlatego ze jestem uzalezniona)

Anonimowy pisze...

wszyscy mówią że w GB da się w kwestii butów kupić wszsystko, ciekawe ciekawe

wiescizwyspy pisze...

A ja myślę ze dobrze byś wyglądała w butach z czwartego zdjecia od tylu. Dolny rząd but drugi od lewej. Ten biały z czerwonym paskiem ;)

Unknown pisze...

W kwestii butow to ktos powinien opisac fenomen Brytyjski, ktory pozostaje dla mnie zadzwiajacy mimo wielu lat naturalizacji: dlaczego wyspiarze chodza w kozakach latem (takich co to podeszwa zostaje OBOK stopy) a za to w klapkach zima. No chyba ze spadnie snieg to wtedy w trampkach.

Daisy pisze...

Kochani Komentatorzy Anonimowi,
błagam Was, podpisujcie się, bo lubię odpowiadać personalnie :)

Niewątpliwie w UK da się kupić wszystko, problem w tym, że to, co uważam za godne uwagi, jest poza zasięgiem...

Ten pierwszy komentarz jakoś mi pasuje do Sylwii :D

A Mieszczyka nienawidzę za jego podłe wizje mnie w tutejszych botkach :D

Sylwia, wnioski z obserwacji mamy podobne. Buty z Eskimosa: http://www.joemonster.org/phorum/read.php?f=15&t=1868877 świetnie chronią przed ekstremalnie wysokimi temperaturami, podobnie jak klapki http://familyadventureproject.org/wp-content/uploads/2012/07/grass-flip-flops2.jpg świetnie się sprawdzają na zimę.

Nawiasem: czy ktoś z przeszczepionych tubylców chciałby dołączyć do załogi bloga? Rekrutacja otwarta :)

Unknown pisze...

to ja, to ja, dziobaka, tylko nie umialam jeszcze sie podpisac, teraz juz umiem!!!

wiescizwyspy pisze...

A... buty eskimosa, prawda, prawie zapomniałem. Myslę że to musi być taki mechanizm obronny człowieka, że wyrzuca z pamięci traumatyczne przeżycia. Ja rozumiem że moda jest bardzo subiektywna i wizje tego co powinno się nosić są personalne po horyzont. Być może osądzam ale nie mieści mi się w mojej kapuścianej głowie co myślą dziewczyny noszące takie eskimosy... Widzialem ostatnio jeden z pokazów mody w Londynie. Wygląda na to że tej wiosny będziemy nosili telewizory na głowach, obrazy nieznanych nikomu malarzy na plecach i zdechłe koty zawinięte wokół kostek. Super :) U nas kotów pod dostatkiem, obraz kupie w Argosie a telewizor na car boot sale. Nie ma to jak ubierać się zgodnie z obecnymi trendami mody. A jak sie trendy zmienią to obraz mozna powiesić na ścianie, telewizor postawić w kiblu coby przy kupie czas umilał a kota zeżreć na obiad. W sumie nie ma znaczenia czy krowa, koń czy kot...

Anonimowy pisze...

O matko! Racja! Jak ostatnio nawiedziłam Mieszczyków w lutym, ja chodziłam w zimowych kozakach a przynajmniej połowa miejscowej populacji w trampkach... Marmolada

wiescizwyspy pisze...

Mam dla ciebie pomysl na wiosenne butki :)
http://www.lightinthebox.com/gorgeous-leatherette-flat-heel-ankle-boots-with-lace-up-party-evening-shoes-more-colors_p410422.html

http://www.lightinthebox.com/suede-ankle-boots-with-rhinestone-rivet-party-evening-shoes_p471908.html

http://www.lightinthebox.com/gorgeous-canvas-platform-ankle-boots-with-lace-up-back-to-school-shoes-more-colors_p417584.html