Ten blog jest o WYSPIE. WYSPIE, na której sobie mieszkamy. WYSPIE fascynującej, pięknej i niesamowitej. WYSPIE, na której znajwiska wymykają się jakiejkolwiek wiedzy, nauce i zdrowemu rozsądkowi...

30 kwietnia 2014

Społeczeństwo cipieje

Ja wiem. Znowu klnę. Pewnie czeka mnie publiczny ban, ekskomunika i zakaz korzystania z chomikuj.pl. Nie muszę wszystkim tłumaczyć gdzie, jak głęboko i jak dosadnie to mam.
Ale dlaczego taki tytuł? Bo ten krótki wpis będzie o ścipieniu w trzech aktach.

Ścipienie Pierwsze

Jechałem ostatnio z Agą wesoło do słonecznego New Forest (taki ładny park narodowy - jak sama nazwa wskazuje - składa się głównie z bezleśnych wrzosowisk) na świetny świąteczny spacer. Nie, wróć. Wlekliśmy się przepełnioną autostradą w stronę Southampton markotnie przysłuchując się bębniącemu o szyby deszczowi i usypiającemu rytmowi wycieraczek. Wiedzieliśmy, że New Forest będzie wyglądał jak gąbka, a każdy pub będzie przypominał oblężoną twierdzę. Otępiałym wzrokiem popatrzyłem na radio, na którym wyświetlała się niesamowicie pomocna informacja RDS: "Heart FM". Czyli nazwa stacji radiowej. W sumie ani nic niespodziewanego, ani nic nowego. Ale rzeczone "Heart FM" świeciło swoją dupą się ni mniej ni więcej tylko 120 kilometrów bo tyle jechaliśmy. Niesamowicie pomocna informacja wnosząca w nasze szare życie nowy wyziew... stój, powiew świeżości. A ja pamiętam, że kiedyś dawno RDS wyświetlał przewijający się tekst, na którym mieścił się i artysta piosenki, i jej nazwa i jeszcze mnóstwo informacji. I nikomu to nie przeszkadzało. Teraz nikomu w pipconym radiu się nie chce. Za wielkie dupy, za wygodne kanapy. ŚCIPIELI.

Ktoś może powiedzieć "A-ha! Tu cię mam. Świat się zmienia. Przecież każdy ma teraz Ajfona Fajw albo Samzunga Galaksy i tam jest taka aplikacja Szazam, którą się odpala i ona od razu mówi kto śpiewa i co. I nawet jest okładka pokazana. I kupić można". Jaaaaaaaaaaaasne. Po pierwsze Shazam faktycznie działa i jest fajnym kawałkiem softu (ale taranię), ale potrzebuje jednej drobnej rzeczy - zasięgu sieci komórkowej żeby dostać się do jęternetu. A na Wyspie podróżując 6-pasmową autostradą jest się w zasięgu promieniowania kosmicznego, ruskich satelitów szpiegowskich, albańskiej mafii papierosowej i pornograficznej stacji radiowej z Alfa Centauri, ale na pewno nie w zasięgu jakiejkolwiek sieci komórkowej. Nie ma takiej opcji. A już na pewno jak porusza się człowiek z prędkością większą niż 10 cm / rok to żadne połączenie z czymkolwiek nie jest możliwe. Więc kumórę i szazama se można wsadzić w doopę. Ale nie ma tego złego, bo w angielskim radiu ktoś głównie wyje albo coś zarzyna; można więc użyć Shazama głównie do tego żeby się dowiedzieć czego NIE słuchać i czego NIE kupować.

Ścipienie Drugie

Wbrew temu co sądzi większość społeczeństwa, statystyczny samochód ma silnik. Pominę tutaj Nysę pana Zenia z Głuchołaz, która ostatnio silnik (a przynajmniej tą kupę złomu co wsadzali pod maskę) miała w 67-mym, a teraz ma kury, jaja, czasami lisa i generalnie przesrane; ale poruszający się i mający angielski przegląd techniczny samochód naprawdę ma silnik. I w tym silniku czasami trzeba byłoby sprawdzić poziom oleju. Nie takiego "z siedemnastego tłoczenia złocistego rzepaku falującego na wzgórzach Somerset Downs", ale takiego 10W40 albo 5W30. Tak, wiem, to jest na pewno język walijski, ale proszę o chwilę uwagi - wszystko wytłumaczę. Ja jestem rzadkiej maści kretynem więc zamiast skupić się na moim statusie na fejs-zbuku, czasami sprawdzam olej. I jak jest go mało - dolewam. To trudna sztuka bo wymaga dawno zapomnianej wiedzy tajemnej typu: 1) z której strony mojego auta jest silnik, 2) jak się tam dostać i czy to boli, 3) czy od patrzenia na ten diabelski mechanizm po otwarciu maski się umiera czy nie. Ale ostatnio mi się udało i sprawdziłem - było minimum więc trzeba dolać. Dobra. Dawno temu, jak typowy mechanik samochodowy zajmował się - o zgrozo - naprawianiem samochodów a nie robieniem w trąbę, zdzieraniem kasy i pierdoleniem głupot - przyklejał taką małą naklejkę albo przydrutowywał ją gdzieś w widocznym miejscu i na niej mazaczkiem pisał jaki olej został wlany. OK, dobra, opukałem całe auto - nie ma takiej opcji. No to pofatygowałem się do domu i znalazłem fakturę, którą mi wystawił oficjalny autoryzowany serwis Mazdy zmieniając olej 3 miesiące wcześniej. I na tej fakturze było napisane "Oil". Tyle. Jeb. Jak do kretyna. Jakiś typ? Symbol? A po cholerę? Pieprzeni krawaciarze z Mazdy potrafią tylko kłamać, ściemniać i wciskać ciemnotę, ale nie wymyślą że olej ma jakiś typ. I że nie można wlać słonecznikowego bo napierdziela frytami i auto nie chce jechać. Jedyne co wiedzą na temat serwisu to ile kosztuje plan serwisowy i że jak się go kupi to ubezpieczony jest pies i dostaje sie wołczer na zakupy walizek na sranie w Tesco. Więc co miałem robić. Założyłem, że kretyni wlali taki olej jak należy, dokupiłem taki, uzupełniłem i jeżdzę. O jakimkolwiek śladzie kultury technicznej u jakiegokolwiek "dilera" można zapomnieć. Siedzą tam tylko ŚCIPIENI troglodyci i udają, że są niezbędni. Niedobrze się robi...

Ścipienie Trzecie

W Wielkiej Brytfanii - ponieważ wyspa duża nie jest i wszyscy siedzą na południowym wschodzie - ziemia jest droższa niż w Monako i na Księżycu. W związku z tym nie ma mowy o instytucji wysypiska śmieci. Z resztą (tutaj wyłączamy ironię, jesteśmy poważni i obiektywni) Wyspiarze cenią sobie ład i porządek i nie wpadło by im do głowy wypieprzanie hasioków w krzaki - przyjadą do resajklink senciur. Taki resajklink senciur to jest ciekawe zjawisko bo na przykład w sobotę jest do niego kolejka na 45 minut. A w tej kolejce na przykład stoi sobie Reliant Scimitar (takie rzadko spotykane sportowe auto brytyjskie z lat 70-tych) w stanie idealnym ciągnąc za sobą przyczepkę zrobioną z mahoniu a w niej jakiś złom. Albo kosztujący 100 000 funtów Range Rover z kremową skórą zawalony z tyłu po dach gałęziami i jakimś drewnem z ogrodu właściciela. Absurdalność takiej sytuacji ryje czachę majzlem, ale oni tak mają - resajklowanie jest czynnością oczywistą i normalnym elementem codziennego życia - czy się jest biedakiem czy Królową. My korzystamy z tego przybytku (wywożenie śmieci tutaj jest za darmo, wliczone w podatki) regularnie, stwierdzając, że są na Wyspie rzeczy, z których powinni brać przykład wszyscy wszędzie. Ale w styczniu i w lutym mocno padało. Były powodzie, wszędzie woda, pozamykane drogi, linie kolejowe i ... resajklink senciur w Reading. Bo? Bo na dojeździe była kałuża do połowy koła - innych problemów nie stwierdzono. Powódź opadła, otwarto drogi i koleje, wysuszono co trzeba było. Zaświeciło słoneczko. Resajklink senciur zamknięty na głucho. OK, dobra, może mają jakiś powód - nie czepiam się. Zatem - przed pojechaniem tam po raz czwarty i odbiciem się od zamkniętej bramy - sprawdziłem stronę internetową przybytku. I tam na tamtej oto stronie dowiedziałem się dlaczego ptaszki dzięki nim ślicznie śpiewają, dlaczego ważne jest sortowanie śmieci ze względu na globalne ocieplenie (o którym na końcu) i że jak się dużo śmieci przywiezie, można dostać kupon na żarcie dla warana i zdrapkę z walizkami na sranie z Tesco. Generalnie strona za stroną pierdolenia w bambus, pełne zdjęć wyszorowanych na połysk śmieciarek i modeli ubranych w pomarańczowe kufaje. Nic o tym kiedy to coś będzie zamknięte a kiedy otwarte. Jedyny mail podany na stronie to "trade.enquiries@resajklink.senciur.co.uk" - czyli dla repów (ja pierdzielę - jaka fucha - być przedstawicielem handlowym od śmieci). Nie ma prostej informacji typu "Jesteśmy zamknięci bo wybiło kible, otwieramy w czwartek". Przecież zajebistą stronę internetową aktualizuje się 5 tygodni przy użyciu 3 firm konsultanckich, no i trzeba zrobić zdjęcia modelom i niuniom opartym o śmieciarki. Oraz wydać liflet na temat globalnego ocieplenia. Kompletne ŚCIPIENIE zdrowego rozsądku bardzo potrzebnej skądinąd instytucji. Ta choroba dotyka wszystkich - znaleźć na typowej stronie tutaj godziny otwarcia albo jakiekolwiek aktualne informacje jest po prostu niemożliwe. Tonie się w jakimś kompletnym ścipiałym pijarowym bełkocie ludzi, którzy zapomnieli kto i po co kazał im bełkotać.

Ja czasami nie wiem co o tym myśleć. Mam wrażenie, że to wszystko jest jak obfity bąk puszczony w zatłoczonym autobusie. Śmierdzi, wszyscy wiedzą, że ktoś się spierdział. Wszystkim to przeszkadza ale wszyscy udają, że wszystko jest w porządku.

Cholera, otwórzmy czasami okno...

P.S. Globalne ocieplenie nazywam "globalne ocipienie" albo - z angielskiego - "global wanking". To jest - według mnie - jedna z największych ściem naszej wspaniałej cywilizacji i materiał na osobny wpis - może kiedyś. Zacytuję tutaj sławne zdanie Stefana Podjadło z Mszany Średniej "Najlepszym dowodem na istnienie rozumnych cywilizacji we wszechświecie jest to, że jeszcze nikt do nas nie przyleciał..."